Relacja

Kurs Przewodników Miejskich 2017-2018

Na początku… Na początku było zimno.

Tak… zimno. Już na początku pierwszej edycji naszego kursu „miejskiego” (coś koło 2011 roku) stało się jasne, że chłód będzie częstym gościem na naszych zajęciach. Wycieczka szkoleniowa po centrum Wrocławia polega wprawdzie na intensywnym przyswajaniu wiedzy, jednak rzadko kiedy towarzyszy jej intensywny ruch. Obiekty warte uwagi są raczej blisko siebie. I jeśli nie trzeba się akurat wdrapać na jakąś wieżę – nie ma rady, trzeba sięgnąć po czapki, rękawiczki i termosy. Nawet, jeśli na termometrze plusowo. I dlaczego zawsze tak? Cóż… Mimo, że kurs trwa rok – zatem powinniśmy mieć pełen przekrój warunków atmosferycznych – już od lat dużą grupę naszych kursantów stanowią piloci, przewodnicy z innych miast/rejonów oraz inni zawodowcy z branży turystycznej. W wiosenno-letnim sezonie mają mnóstwo pracy, dlatego też jakoś tak się zazwyczaj układa, że więcej zajęć kursowych przypada na to chłodniejsze półrocze. Taki mamy klimat 🙂

muzeum

Przed Muzeum Narodowym. W tej plamie słońca było ciepło. Prawie.

 
Pierwsze wycieczki i pierwsze stresy.

Ostatnia edycja nie była wyjątkiem. Rozpoczęliśmy w końcówce października weekendem wprowadzająco-zapoznawczym. Najpierw rozgrzewka i integracja w postaci gry miejskiej, a następnie pokazowa wycieczka po centrum miasta, prowadzona przez naszego instruktora, Damiana. Jeśli na tym etapie kursantom wydawało się, że kurs będzie polegał na słuchaniu – byli w błędzie. Już tydzień później, podczas spaceru po Przedmieściu Mikołajskim, przekonali się, że nasz kurs to przede wszystkim mówienie. Dużo, ciekawie i na różne tematy. Nie jest łatwo po raz pierwszy stanąć przed grupą obcych (jeszcze wtedy) ludzi i zacząć chwalić się wiedzą. No i czy naprawdę da się w ciągu kilkugodzinnej wycieczki porozmawiać o Jezuitach, baroku, Odrze, produkcji prądu, sztuce współczesnej, broni, prawosławiu,  neurologii, fortyfikacjach i rewitalizacji miasta (mniej więcej w tej kolejności)? Okazało się, że tak. I że nie ma w tym nic niezwykłego – przewodnictwo to właśnie sztuka ciekawego opowiadania o różnych kwestiach.

plac

Co też autor mógł mieć na myśli…

 

Kolejne spacery po Dzielnicy Czterech Wyznań, Przedmieściu Świdnickim i okolicach Placu Grunwaldzkiego pozwoliły nabrać nieco wprawy, przyzwyczaić się do formuły zajęć i stopniowo rozluźnić. A pogoda? Cóż, nadchodził grudzień. Ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu 🙂 

Kiedy wreszcie będziemy zwiedzać centrum??

Pierwsze wycieczki celowo omijały ścisłe centrum miasta. I zdecydowanie nie był to przypadek. Podczas pierwszych spacerów zależało nam na tym, aby stopniowo zapoznać się z formułą i metodyką pracy przewodnickiej oraz słownictwem z różnych dziedzin („To były kroksztyny czy archiwolty??”). Historyczne przedmieścia, choć pasjonujące – mają nieco mniejszy ciężar gatunkowy, doskonale nadawały się więc do pierwszych wprawek. W połowie lutego przyszedł jednak czas, kiedy trzeba było wziąć głęboki oddech, i zanurzyć się, głową naprzód, w najcenniejsze i najbardziej atrakcyjne obszary Starego Miasta.

grekokatolicy

Z wizytą w katedrze greckokatolickiej

Okazało się, że to nie taka prosta sprawa. Rynek, czy Ostrów Tumski, to dla przewodnika „okolica bogata w cele”. Wszystko dookoła jest ważne, prawie wszystko ciekawe. Zamiast dylematów „co by tu jeszcze powiedzieć” pojawiły się inne: „o czym tu mówić, a co pominąć, żeby wycieczka nie trwała do północy?” Sam Rynek z przyległościami poznawaliśmy na dwa razy, na deser (czyli trzecią wycieczkę) pozostawiając wnętrza Ratusza. Dwóch spacerów wymagało też poznanie wrocławskich wysp wraz z Ostrowem Tumskim – a i tu Katedrę ledwie musnęliśmy, w oczekiwaniu na osobną wycieczkę.

Teraz w lewo… Nie, nie! W to drugie lewo!

Osobną kategorią zajęć kursowych, i osobnym wyzwaniem dla przyszłych przewodników, były wycieczki autokarowe, które równolegle rozpoczęliśmy. Część naszych kursantów miała już doświadczenie w pilotażu i przewodnictwie „z sitkiem”. Dla pozostałych jednak, zajęcie prawego fotela w autokarze i konieczność jednoczesnego snucia opowieści i pilnowania trasy, stanowiły zupełnie nowe wyzwanie. Nie ułatwiała go też kadra, która kategorycznie zabroniła używania GPS-ów. W dodatku uparcie twierdząc, że wszyscy nasi kierowcy „pochodzą z Białegostoku” i zupełnie nie znają ani Wrocławia ani jego bliższych i dalszych okolic.

brzeg

Pierwsza wycieczka autokarowa – Brzeg Dolny i malownicza dolina Odry

Dalszych? A no tak. Pierwsze wycieczki autokarowe były dla kursantów okazją, by poznać całe mnóstwo bliższych lub dalszych „przyległości” Wrocławia. Tylko podczas pierwszej z nich odwiedziliśmy Środę Śląską, monumentalne opactwo w Lubiążu, Brzeg Dolny oraz sanktuarium w Trzebnicy. Niespełna dwa tygodnie później znów siedzieliśmy w autokarze. Teoretycznie jadąc do Świdnicy…

pokoj

W Kościele Pokoju. Czasem nie wiadomo, w którą stronę patrzeć

W praktyce wyszło na jaw, że po drodze jest jeszcze Sobótka, Krzyżowa, Wierzbna i Krobielowice. Na samą Świdnicę z przepięknym Kościołem Pokoju i urokliwym rynkiem, ledwie starczyło czasu. Naturalnie wracaliśmy już po ciemku. Jeszcze przed nadejściem wiosny udało nam się też wybrać do Oleśnicy i Oławy. 

Świdnica

Z wizytą u Marii Kunitz. Świdnica.

Zrobiło się ciepło

Wiosna zazwyczaj oznacza ciepło, słońce i doskonałe warunki do turystyki. Niestety, w realiach kursowych ciężko ten fakty wykorzystać. zbyt wielu kandydatów ma wówczas obowiązki zawodowe. Zwolniliśmy więc nieco tempo. Wykładów było mniej, zaś same spacery miały nieco mniejszy ciężar gatunkowy – co nie znaczy, że nie były ciekawe. Cieplejsze miesiące wykorzystaliśmy m.in. na spacery przyrodnicze – byliśmy w Ogrodzie Botanicznym, Ogrodzie Japońskim oraz w Parku Szczytnickim. Wreszcie można było zostawić w domu rękawiczki 🙂 W nieco okrojonym przez sezon turystyczny składzie, udało nam się jeszcze odwiedzić zielone Sępolno oraz zaskakujący, pełen intrygujących i nieznanych zakamarków Ołbin.

ołbin

Spacer po zakamarkach Ołbina. Dla odmiany było całkiem ciepło

Okres wakacji, jak głęboko wierzymy, wszyscy kursanci wykorzystali na intensywną naukę we własnym zakresie, chwytanie każdej ilości dostępnego ciepła, oraz ładowanie akumulatorów przed jesienną końcówką kursu.  

Intensywna jesień

Po nieco wydłużonej, sezonowo-wakacyjnej przerwie, przystąpiliśmy do intensywnej pracy. Oprócz „standardowych” wycieczek obliczonych na dogłębne poznawanie poszczególnych części miasta, pojawiły się tematyczne. Wędrowaliśmy po najpopularniejszych atrakcjach miasta, dostosowując przygotowanie i przekazywane treści do różnych klientów – raz były to dzieci („Nie. Nie możecie im przez kwadrans tłuc o gotyku. Legendę jakąś opowiedzcie!”) , innym razem obcokrajowcy. Zaskakująco ciekawym wyzwaniem okazało się przejście „standardowej” trasy turystycznej, z Ostrowa Tumskiego na Rynek, w „standardowe” trzy godziny. Na tym etapie kursu głowy pękają od nadmiaru lepiej lub gorzej usystematyzowanej wiedzy. I jest to najwyższa pora, aby nauczyć się ją radykalnie selekcjonować i pilnować zegarka. Nawet najbardziej zaangażowany i zainteresowany turysta nie będzie zachwycony, jeśli przez spóźnienie przepadnie mu obiad. 

Bunkier

W tych krzakach z tyłu jest bunkier. Serio.

 

Jesienią wróciliśmy też do wycieczek autokarowych, tym razem już we wrocławskim wydaniu. Kursanci rzadziej mierzyli się z koniecznością ciekawego skomentowania wiejsko-polnego krajobrazu. Częściej musieli zdecydować, który z ośmiu widocznych zabytków pokazać grupie, zanim po kilku sekundach zniknie za zakrętem. Przy okazji okazało się też, że autokar nie wszędzie we Wrocławiu wjedzie (a w każdym razie niekoniecznie potem stamtąd wyjedzie 🙂 ). Niskie wiadukty, zakazy skrętu i mistrzowie parkowania – witamy we Wrocławiu!

blokada

Halo? Straż Miejska? Mamy tu mały problem…”

  Ostatnia faza kursu obejmowała też wypełnianie luk w dotychczasowym przebiegu szkolenia, i odwiedzanie ważnych miejsc, których wcześniej nie odwiedziliśmy. Złożyliśmy wizytę w Muzeum Narodowym, Hali Stulecia, Ogrodzie Zoologicznym, Sky Tower i wielu innych miejscach. Dzięki uprzejmości kierownika Panoramy Racławickiej, mieliśmy okazję zyskać zupełnie nowe spojrzenie na to wyjątkowe malowidło. 

Sky Tower

Takie tam, 200 metrów nad ziemią…

Na końcu… znów było zimno. 

Zakończenie kursu przypadło na kolejne zimne półrocze. Przed przerwą świąteczną prawie wszystkie zajęcia były już skończone. Zostały nam pojedyncze zaległe zajęcia, i przygotowanie do Wielkiego Dnia. A nawet dwóch dni, gdyż egzamin końcowy – wzorem dawnych egzaminów państwowych, jest podzielony na dwie części. W sobotę „teoria” w wersji pisemnej i ustnej, w niedzielę zaś egzamin praktyczny w autokarze i na pieszo. 

   Część sobotnia była intensywna i nerwowa. Test, obejmujący całość wiedzy o Wrocławiu, okazał się „trudniejszy, niż myśleliśmy”. Wykazać się trzeba było nie tylko znajomością zawiłej wrocławskiej historii oraz licznych zabytków. Sprawdzano też wiedzę z zakresu pierwszej pomocy, topografii miasta i okładu komunikacyjnego (miejsca parkingowe, zakazy skrętu) oraz… przyrody. Jeśli nie wiecie, co ciekawego jest w Parku Krajobrazowym Doliny Bystrzycy, gdzie rosną Perełkowce Japońskie, albo w którym parku można zgubić się w żywopłotowym labiryncie – koniecznie zapiszcie się na nasz kurs!

   Niedziela przywitała nas pochmurnym niebem i – tak dla odmiany – zimnem. I choć pierwsza część egzaminu polegała głównie na pilotowaniu autokaru, było kilka okazji, aby zmarznąć.

egzamin

Zimno. Mokro. I trochę nerwowo… Egzamin praktyczny

 

Fikuśna, ponad stukilometrowa trasa, kilkakrotnie prowadziła do centrum miasta, a następnie na różne jego obrzeża. Każdy z egzaminowanych otrzymał co najmniej dwie szanse, aby przekonać do siebie naszą komisję. Kiedy już opuściliśmy autokar, rozpoczęła się część piesza. W jej trakcie była okazja po raz kolejny odwiedzić Muzeum Historyczne, Plac Solny oraz Rynek. Wreszcie, niedługo przed wczesnym styczniowym zmierzchem, komisja odpuściła. Albo uznali, że wiedzą już dość, albo zwyczajnie zmarzli. Pewności nie było. Po krótkiej i burzliwej naradzie ogłoszono werdykt – Katarzyna Butkiewicz, Bogna Piter, Betina Roszczenko, Tomasz Guzik, Anna Kniażewska, Agnieszka Polińska, Sławomir Niedźwiecki oraz Izabela Olewicz stali się Przewodnikami po Wrocławiu (Pierwsza trójka zasłużyła ponadto na specjalne wyróżnienia komisji). Całej szczęśliwej ósemce serdecznie gratulujemy! A pozostali? Odgrażają się, że następny egzamin będzie należał do nich. Trzymamy za słowo!

Kurs w liczbach

Tak… zaczęło się na zimnie, i skończyło się na zimnie. Trzynaście miesięcy wytężonej pracy. 42 wycieczki, w tym siedem autokarowych. W ich trakcie odwiedziliśmy kilkadziesiąt świątyń (chciałem je policzyć, ale po 30stej odpuściłem), ponad 10 muzeów i niezliczoną liczbę zakamarków. Autokarem przejechaliśmy ponad 1000 kilometrów. Jedenastu wykładowców poprowadziło łącznie prawie 130 godzin wykładów (52 spotkania). Zużyliśmy około dwudziestu bateryjek do dyktafonu, oraz kilkanaście maseczek do sztucznego oddychania (na szczęście tylko na szkoleniu). Walcząc z zimnem, wypiliśmy podczas przerw w wycieczkach kilkaset kaw, zagryzając podobną liczbą ciastek. Nagrania audio z zajęć zajmują ponad 12 GB – a i to dlatego, że czasami brakowało bateryjek. Objętość notatek wykładowych i wycieczkowych została utajniona.

Chciałbyś przeżyć podobną przygodę? Poznać Wrocław w towarzystwie innych pasjonatów? Kolejna edycja naszego kursu już lutym 2019! 

Artur Urban

schody

Dołącz do nas już w najbliższej edycji!